After a long few years, the air of Eastern Europe finally rang with the sound of cleats clipping in and Garmins beeping. This morning, sixteen cyclists rolled out of our swanky Riga hotel (although not before Dave had had the first, second, and third of his six punctures – a new Alina Foundation record). Narrowly escaping a bendy-bus related incident, we made our way out of the city and headed south, only to find the Latvian government hadn’t quite gotten round to building the slip road we planned to take. After navigating a dizziness inducing detour that threatened to take us back to Riga, we were soon pootling our way along beautifully smooth back roads flanked by colourful fields stretching in either direction, dotted with local wildlife – storks, deer, and maybe (or maybe not) an eagle. These smooth surfaces were occasionally broken up by the inevitable railway track or tramline, but thankfully our only incident resulted in a remarkably graceful dismount by Grzes, and no damage sustained. Our first stop was in Jelgava, where we arrived to find we had made such record time that the restaurants and cafes hadn’t yet opened! Here, further repairs to Dave’s bike resulted in punctures four, five, and six – and Ewa and Dave’s consequent 2-up time trial to the finish line, as the rest of us chivalrously decided they were quite capable of doing their own repairs. The rest of the morning was spent dreading the promised gravel sector. Jack and his e-bike, however, were looking forward to their time to shine, having been limited to 26kph all day while the rest of the team cruised just ahead at an annoyingly slightly faster 27kph. Phil also found himself limited to 26kph, as his comedy bike with miniature wheels span out at above-average speeds. Fortunately for the majority (though not Jack), we made it across the border to Lithuania without the predicted gravel ever appearing – the Latvian road repairs had managed to finish this section since Google Street View last ventured to Eastern Europe a whole ten years ago. To compensate for the lack of gravel, the road surfaces promptly became pothole-ridden as soon as we crossed into Lithuania, and the drivers ever more impatient. Even the corner shops became slightly more threatening, with the usual ‘no rollerskates’ and ‘no dogs’ signs accompanied by one banning pistols from the supermarket. After a supermarket sugar hit and a dubious coffee from a dusty machine in the town square, we headed for Joniskis. Another hour of blue skies and brilliant yellow fields, and we made it to our accommodation for the night, to be greeted by a jazz band and a dancing horse. Unfortunately, it turned out that these weren’t put on in our honour at all, but rather we had interrupted a wedding (possibly a christening, a second birthday, or some kind of bizarre double wedding, the jury is still out) and our hotel doubles as a horse riding/dressage venue. We settled in to celebrate a successful first day with beers in the sunshine. | Po kilku długich latach przerwy, w Europie wschodniej jeszcze raz rozbrzmiało odgłosem wpinanych korków i pikających Garminów. Dziś rano z naszego wytwornego hotelu w Rydze wyjechało szesnastu rowerzystów (ale nie dopóki Dave złapał pierwszą, drugą i trzecią gumę ze swoich sześciu dzisiejszych – nowy rekord Fundacji). Uciekając przed autobusem przegubowym który próbował się wepchać w nasz peleton, opuściliśmy miasto i skierowaliśmy się na południe. Niestety rząd Łotwy nie zdążył zbudować zjazdu wskazanego na naszej trasie, ale w końcu pokonaliśmy powodujący zawroty głowy objazd, który groził zabraniem nas spowrotem do Rygi. Wkrótce śmigaliśmy po pięknych, gładkich bocznych drogach. W obu kierunkach rozciągały się kolorowe pola, udekorowane lokalną przyrodą – bocianami, jeleniami, a może (a może nie) orłem. Te gładkie powierzchnie od czasy do czasu przerywały tory – na szczęście Grześ pokonał jedyny incydent wdzięcznym zeskokiem z roweru. Nasz pierwszy przystanek był w Jelgavie, gdzie dotarliśmy w tak rekordowy czas, że restauracje i kawiarnie jeszcze nie były otwarte! Tutaj dalsze próby naprawy rowera Davida zakończyły się gumami numer cztery pięć i sześć. Grupa szarmancko zdecydowała, że on da sobie radę i pojechała dalej, co spowodowało, że Ewa i David przemienili następny etap w jazdę drużynową na czas. Resztę poranka spędziliśmy myśląc o grożącym nam później odcinku drogi szutrowej. Jedynie Jack i jego rower elektryczny z szerokimi oponami nie mogli się doczekać na ich moment, ponieważ rower jest ograniczony do 26 km na godzinę a reszta grupy jechała w irytująco ciut szybszym tempie 27 km na godzinę. Phil również był ograniczony do 26 km na godzinę, ponieważ jego śmieszny rower z miniaturowymi kołami nie dał sobie rady z szybszymi obrotami. Na szczęście dla wszystkich (choć nie Jacka) udało nam się przekroczyć granicę z Litwą bez przewidywanego żwiru – widocznie projekt ulepszania łotewskich dróg datarł do tego odcinka od czasu, gdy ostatni raz Google Street View odwiedził Europę Wschodnią dziesięć lat temu. Aby zrekompensować brak żwiru, gdy tylko wjechaliśmy na Litwę, nawierzchnia drogi zamieniła się w dziury a kierowcy zrobili się bardziej niecierpliwi. Nawet sklepiki stały się nieco bardziej groźne. Do zwykłych znaków “zakaz jazdy na rolkach” i „zakaz psów”, dodano a zakaz używania pistoletów w sklepie. Po dawce cukru w sklepiku i wątpliwej kawie z zakurzonej maszyny na rynku, udaliśmy się do Joniskis. Kolejna godzina błękitnego nieba i olśniewających żółtych pól i dotarliśmy do naszego noclegu na noc, gdzie powitał nas zespół jazzowy i tańczący koń. Niestety okazało się, że wcale nie zostały one zorganizowane na naszą cześć, a raczej wprosiliśmy się na ślub (może chrzciny, drugie urodziny, czy jakiś dziwaczny podwójny ślub, nadal nie wiadomo) i nasz hotel pełni również funkcję ośrodka jazdy konnej. Piękny taras hotelu okazał się idealnym miejscem aby świętować udany pierwszy dzień przy piwie na słońcu. |
0 Comments
Leave a Reply. |
DONATIONS
Donate and help us support Polish hospices DAROWIZNY
Przelew bankowy to najtańsza opcja, bo nie ma żadnych opłat.
Konto Fundacji Babci Aliny: Alior Bank, numer konta: 85 2490 0005 0000 4500 1020 9844. Tytuł przelewu: darowizna. Jeśli chcesz użyć karty kredytowej, to skorzystaj z systemu PayPal powyżej Cycle Europe
All the photos and stories from our epic adventure to cycle 1000km across Europe, deliver equipment to hospices and raise awareness of palliative care across Poland. Archives
July 2024
|