After a morning exploring beautiful Vilnius, drinking nice coffee and jiggling around cobbled streets on electric scooters on a high speed sight seeing expedition, it was back on the bikes for another traffic dodging adventure to leave the city. Our first stop was in Trakai, a beautiful 14th century castle on a lake (we’ll gloss over the fact that it was rebuilt in the 1950s). To some known as the home of the Lithuanian national rowing team, for our cyclists, the main point of interest in this place of great historical importance was a small shop selling milkshakes and ice cream. While crossing the bridge with a beautiful view of the castle we heard a phrase well known in cycling circles „Darling, please could you move so I can take a photo of my bike?”. To her credit, Anita didn’t throw either Tom or his bike in the lake in response. Lunch was served in the car park of a tiny shop in a tiny town, which was surprisingly busy for a Wednesday afternoon even before 16 starving cyclists arrived and bought all the ice cream, bananas and kefir available. After lunch we were treated to some of the nicest road so far, smooth tarmac undulating up and down lovely green rolling hills, with the downhills a welcome respite from the beautiful but rather endless Lithuanian plains. As an added bonus, Lithuania provided a light sprinkle of rain, just enough to be refreshing. Even better, it stopped just before it transitioned from refreshing to annoying. Shortly after, Dave, Ewa and Kerry saw some cute puppies by the side of the road. Upon going to say hello, Dave somehow managed to anger them and the three cyclists had to flee from three small creatures made mainly of fluff and teeth. On the way to Alytus Sean decided that Dave wasn’t allowed to have all the punctures, and proceeded to get two in quick succession. The rest of team Canada and Team UK provided moral support (read heckling), and played a game of „Tom, what animal is this?” – one crab spider, a hen harrier and an eagle (species still unconfirmed). In the meantime, Phil popped into a local shop and purchased enough groceries to feed a family of four for a week. He’ll have it all eaten by tomorrow morning. A random turning off the main road took us to our hotel for the night, with a terrace and a swing out over the riverbank (an experience so surprisingly terrifying that Ewa’s blood curdling scream could be heard in most of Lithuania). After dinner, Sean treated the group to some delicious honey sliwowitz made by his wife’s family in the Czech Republic, while the skies treated us to a well timed downpour. Several chocolate beetroot cakes later, we retired to bed for the night. | Po porannym zwiedzaniu pięknego Wilna, wypiciu pysznej kawy i szybkiej wyprawy krajoznawczej po brukowanych ulicach na elektrycznych skuterach, wróciliśmy na rowery , uciekając przed ciężarówkami wyjechaliśmy z miasta. Naszym pierwszym przystankiem były Troki, piękny XIV-wieczny zamek nad jeziorem (pominiemy fakt, że został on przebudowany w latach 50). Niektórym znany jest jako siedziba litewskiej drużyny narodowej wioślarzy, a dla naszych rowerzystów głównym punktem zainteresowania był mały sklepik z koktajlami mlecznymi i lodami. Przejeżdżając przez most z pięknym widokiem na zamek, usłyszeliśmy dobrze znane w kręgach rowerowych słowa: "Kochanie, czy możesz się przesunąć, żebym mógł zrobić zdjęcie mojego roweru?". Wszacun dla Anity, bo nie wrzuciła ani Toma, ani jego roweru do jeziora. Lunch podano na parkingu maleńkiego sklepiku w maleńkim miasteczku, gdzie był zaskakujący ruch jak na środowe popołudnie, nawet zanim przybyło 16 wygłodniałych rowerzystów, którzy wykupili wszystkie dostępne lody, banany i kefiry. Po przekąsce, czekała na nas jedna z najładniejszych dróg do tej pory - gładki asfalt i piękne zielone wzgórza. Zjazdy były miłym wytchnieniem od pięknych, ale raczej niekończących się litewskich równin. Dodatkową atrakcją na Litwie był lekki orzeźwiający deszcz. Co lepsze, przestało padać tuż przed tym, jak z orzeźwiającego deszcz przemienił się w irytujący. Niedługo potem Dave, Ewa i Kerry zobaczyli na poboczu drogi urocze szczeniaki. Gdy Dave chciał się z nimi przywitać, w jakiś sposób zdołał je rozzłościć i trójka rowerzystów musiała uciekać przed trzema małymi stworzeniami składającymi się głównie z futra i zębów. W drodze do Alytus Sean zdecydował, że Dave nie może mieć wszystkich gum i w krótkim czasie zaliczył dwie. Reszta zespołu z Kanady i Wielkiej Brytanii zapewniła wsparcie moralne (czyt. wyśmiewanie) i zagrała w grę "Tom, co to za zwierzę?". Jeden pająk krabowy, błotniak zbożowy i orzeł (gatunek wciąż niepotwierdzony). W międzyczasie Phil wstąpił do lokalnego sklepiku i kupił zapasy, którymi mógłby wyżywić czteroosobową rodzinę przez tydzień. Wszystko zje do jutra rana. Skręt z głównej drogi zaprowadził nas do naszego hotelu na noc, z tarasem i huśtawką nad brzegiem rzeki (doświadczenie tak zaskakująco przerażające, że mrożący krew w żyłach krzyk Ewy słychać było w całej Litwie). Po kolacji Sean poczęstował grupę pyszną miodową śliwowicą przygotowaną przez rodzinę jego żony w Czechach, a niebo uraczyło nas ulewą, która pojawiła się w odpowiednim momencie (czyli kiedy już siedzieliśmy w hotelu, a nie na rowerach). Po kilku czekoladowych tortach z buraków poszliśmy spać. |
0 Comments
Leave a Reply. |
DONATIONS
Donate and help us support Polish hospices DAROWIZNY
Przelew bankowy to najtańsza opcja, bo nie ma żadnych opłat.
Konto Fundacji Babci Aliny: Alior Bank, numer konta: 85 2490 0005 0000 4500 1020 9844. Tytuł przelewu: darowizna. Jeśli chcesz użyć karty kredytowej, to skorzystaj z systemu PayPal powyżej Cycle Europe
All the photos and stories from our epic adventure to cycle 1000km across Europe, deliver equipment to hospices and raise awareness of palliative care across Poland. Archives
July 2024
|