For days now, there had been talk around the breakfast and dinner tables of “the big climb” on day 4. Some said it was a whopping 15km long. Others talked of horrifying gradients. Today, we rose with trepidation, as it was finally time for “the big climb”. Before the road began to rise, though, we had quite a lot to get through. A smaller group than usual left the hotel, with some having left early to make sure we arrived at our scheduled meeting points on time, while some (Ewa) simply struggled to corral both Dave and a baby into a presentable state by departure time. The main theme of the morning was “hot”. Thankfully the miles ticked by reasonably quickly, and we crossed the Polish/Czech border for our ninth and final time this trip to arrive at yet another Biedronka for a quick raid of the ice cream section, and a spirited debate on the relative contributions of mango and pineapple to chilled smoothies. It seemed that the heat was getting to us. We pressed on to Skoczow for our second hospice visit of the trip. Once again, we were a little too punctual – we decided this couldn’t happen again, so duly made ourselves late by jumping in the river for a much needed cool-down before rolling into the centre of town. We may have taken the volunteers by surprise as we emerged from the “wrong” end of the street, but we were welcomed warmly, being led into the hospice by an army of scooters and showered with confetti. Skoczow hospice is always a joy to visit, and for many of us today’s visit was really special as the last time we had visited, the residential hospice had been a building site. Now it was home to fifteen residents and an army of volunteers, filled with books and paintings and smiles – and even a piano on which residents and visitors can play. We met several of the patients who explained to us what a difference the hospice had made to them. We spoke to Ola, who had come to the hospice severely unwell following sepsis was now beginning to walk and was looking forward to getting home to see her grandchildren. We then met Maciek, who had been a cyclist, but had a serious accident over a year ago which had resulted in quadriplegia, and had been given a 1% chance of survival, but was now well on the road to recovery. These conversations showed us what incredible care the patients receive, how hard the volunteers work, and how lucky we are to be able to ride our bikes to support them. Sabina and Marcin presented one of ten bedside shelving units that had been bought by the Alina Foundation to help furnish the hospice, with more equipment still in the works! An incredible spread meant that we were definitely well-fuelled for the next portion of the ride: enough dumplings for a small army and a cake larger than Gabi went down beautifully alongside some homemade lemonade and an impromptu piano concert from Kirstie. All too soon, though, it was time to depart into the baking sun. We pedalled along the river, where the entire population of southern Poland seemed to be taunting us as they splashed around in the afternoon heat. The signs for ski stations increased in frequency, signalling what was just around the corner – “the big climb” at 100km into the day. We could avoid it no longer – the road went up, and so did we. We climbed and climbed and climbed, with the trees providing little respite from the heat. From the final hairpin, though, the top was in sight, and – was it a mirage? No, it was the hero of the hour – Artur, holding out an ice-cold Coca-Cola for each cyclist as they reached the summit. (Obviously, Artur had made it up the climb with no problems and was looking disappointingly fresh as the rest of us gasped our way up to him.) From here, it was downhill (almost) all the way to the end of the ride, with several of the group attacking the descent so fiercely they managed to beat Janusz and the van to the hotel by quite some margin. After the heat of today, a cold beer has never tasted so good. Having reduced our core temperatures to something approximating normal, we sat down to dinner with family and friends, including the volunteers from St Camil’s hospice in Bielsko-Biala. This is the hospice that had looked after Alina over fifteen years ago now, and saying thank you to them is how the Foundation started. They told us how their domestic hospice worked, and how the bariatric bed the Foundation had bought for them was already in use after arriving two days ago. Anita and Tom nevertheless managed to present an imaginary bed without too much elaborate miming. Once we’d finished up with the amusing game that the international contingent have developed– “using unnecessarily complicated language for Anita to translate” – we said goodnight, triple-checked that we weren’t hallucinating the football score after a day of potential heat stroke, and went off to our beds. We’re all very ready for our lie-in and “not quite a rest day” tomorrow! I, meanwhile, will be off to find an English-Polish dictionary. | Od kilku dni przy śniadaniu i kolacji mówiło się o "wielkim podjeździe" w dniu 4. Niektórzy mówili, że będzie miał aż 15 km długości. Inni mówili o przerażających nachyleniach. Dziś wstaliśmy z niepokojem, bo w końcu nadszedł czas na "wielki podjazd". Zanim jednak droga zaczęła się wznosić, mieliśmy sporo do pokonania. Mniejsza grupa niż zwykle opuściła hotel, niektórzy wyruszyli wcześniej, aby dotrzec do zaplanowanych punktów spotkań na czas, podczas gdy niektórzy (Ewa) po prostu walczyli o to, aby zarówno Dave, jak i dziecko byli gotowi do wyjazdu. Głównym tematem poranka było "gorąco". Na szczęście kilometry mijały dość szybko i przekroczyliśmy granicę polsko-czeską po raz dziewiąty i ostatni w tej podróży, aby dotrzeć do kolejnej Biedronki na szybka wizyte w sekcji lodów i ożywioną debatę na temat roli mango i ananasa w schłodzonych koktajlach. Wyglądało na to, że upał daje nam się we znaki. Udaliśmy się do Skoczowa na naszą drugą wizytę w hospicjum. Po raz kolejny byliśmy trochę zbyt punktualni - zdecydowaliśmy, że to się nie może powtórzyć, więc spóźniliśmy się, wskakując do rzeki, aby się ochłodzić, zanim wjechaliśmy do centrum miasta. Być może zaskoczyliśmy wolontariuszy, wyłaniając się z "niewłaściwego" końca ulicy, ale zostaliśmy ciepło powitani, wprowadzeni do hospicjum przez armię skuterów i obsypani konfetti. Hospicjum w Skoczowie zawsze odwiedza się z przyjemnością, a dla wielu z nas dzisiejsza wizyta była naprawdę wyjątkowa, ponieważ ostatnim razem, gdy je odwiedziliśmy, hospicjum stacjonarne było placem budowy. Teraz jest domem dla piętnastu pensjonariuszy i armii wolontariuszy, wypełnionym książkami, obrazami i uśmiechami - a nawet pianinem, na którym mogą grać pensjonariusze i goście. Spotkaliśmy się z kilkoma pacjentami, którzy wyjaśnili nam, jak wiele zmieniło dla nich hospicjum. Rozmawialiśmy z Olą, która trafiła do hospicjum w ciężkim stanie po sepsie, a teraz zaczyna chodzić i nie może się doczekać powrotu do domu, aby zobaczyć swoje wnuki. Następnie spotkaliśmy się z Maćkiem, który był rowerzystą, ale ponad rok temu uległ poważnemu wypadkowi, w wyniku którego doznał porażenia czterokończynowego i dawano mu 1% szans na przeżycie, ale teraz jest na dobrej drodze do wyzdrowienia. Te rozmowy pokazały nam, jak niesamowitą opiekę otrzymują pacjenci, jak ciężko pracują wolontariusze i jakie mamy szczęście, że możemy jeździć na rowerach, aby ich wspierać. Sabina i Marcin zaprezentowali jeden z dziesięciu regałów przyłóżkowych zakupionych przez Fundację Alina, aby pomóc wyposażyć hospicjum, a kolejne sprzęty wciąż są w przygotowaniu! Wspanialy poczęstunek oznaczał, że byliśmy zdecydowanie dobrze nakarmieni na następną część jazdy: ilość pierogów wystarczająca dla małej armii i ciasto większe niż Gabi popijane domową lemoniadą plus improwizowany koncert fortepianowy Kirstie zachwycily wszystkich. Zbyt szybko jednak nadszedł czas, by wyruszyć w piekącym słońcu. Pedałowaliśmy wzdłuż rzeki, gdzie cała populacja południowej Polski zdawała się drwić z nas, pluskając się w popołudniowym upale. Znaki stacji narciarskich pojawiały się coraz częściej, sygnalizując to, co było tuż za rogiem - "wielki podjazd" po juz przejechanych w tym dniu100 km. Nie mogliśmy tego już dłużej unikać - droga pięła się w górę, a my wraz z nią. Wspinaliśmy się, wspinaliśmy i wspinaliśmy, a drzewa nie dawały wytchnienia od upału. Jednak od ostatniego zakrętu szczyt był w zasięgu wzroku i - czy to był miraż? Nie, to był bohater tej godziny - Artur, trzymający lodowatą Coca-Colę dla każdego rowerzysty, który dotarł na szczyt. (Oczywiście Artur pokonał podjazd bez żadnych problemów i wyglądał rozczarowująco świeżo, gdy reszta z nas z trudem do niego dotarła). Od tego miejsca było już z górki (prawie) do samego końca, a kilku członków grupy atakowało zjazd tak zaciekle, że udało im się wyprzedzić Janusza i furgonetkę do hotelu. Po dzisiejszym upale zimne piwo nigdy nie smakowało tak dobrze. Po obniżeniu temperatury ciała do poziomu zbliżonego do normalnego, zasiedliśmy do kolacji z rodziną i przyjaciółmi, w tym z wolontariuszami z hospicjum św. Kamila w Bielsku-Białej. Jest to hospicjum, które opiekowało się Aliną ponad piętnaście lat temu, a podziękowania dla nich są początkiem Fundacji. Opowiedzieli nam, jak działa ich domowe hospicjum i jak łóżko bariatryczne, które zakupiła dla nich Fundacja, było już w użyciu po przyjeździe dwa dni temu. Anicie i Tomowi udało się jednak symbolicznie ‘przekazac’ to łóżko. Kiedy już skończyliśmy z zabawną grą, opracowana przez międzynarodowy kontyngent - "używanie niepotrzebnie skomplikowanego języka do tłumaczenia przez Anitę" - powiedzieliśmy dobranoc, trzy razy sprawdziliśmy, czy po dniu potencjalnego udaru cieplnego nie mamy halucynacji widzac wynik meczu piłki nożnej i udaliśmy się do naszych łóżek. Wszyscy jesteśmy bardzo gotowi na jutrzejsze wylegiwanie się i "niezupełny dzień odpoczynku"! Ja tymczasem ide poszukać słownika angielsko-polskiego. |
0 Comments
Leave a Reply. |
DONATIONS
Donate and help us support Polish hospices DAROWIZNY
Przelew bankowy to najtańsza opcja, bo nie ma żadnych opłat.
Konto Fundacji Babci Aliny: Alior Bank, numer konta: 85 2490 0005 0000 4500 1020 9844. Tytuł przelewu: darowizna. Jeśli chcesz użyć karty kredytowej, to skorzystaj z systemu PayPal powyżej Cycle Europe
All the photos and stories from our epic adventure to cycle 1000km across Europe, deliver equipment to hospices and raise awareness of palliative care across Poland. Archives
July 2024
|