Our hosts last night were truly amazing and in tune with the needs of 20 very damp cyclists – hot showers, drying racks for a multitude of lycra items, and mountains of delicious food. It was just like visiting your parents when you’re a student - they even did our laundry. We left the hotel well fed and smelling of laundry detergent, with the wind at our backs. We sped through beautiful fields, tunnels of overhanging trees, under blue skies, singing cheery songs with friendly forest creatures cheering us on from the sidelines. The Disney-like fairy tale lasted all of 27km, when we turned 90 degrees towards the west. Over the course of the next 90km the skies turned grey, the wind blew in our faces, and the friendly forest creatures were mainly to be found squashed in the middle of the road. From Cinderella to a scene out of Apocalypse Now. Light relief was the first sighting of other cyclists in significant numbers – wisely they had chosen to go in the opposite direction – and the exchange of cheery greetings, nods and grunts. Popping into a local shop your blogger was, as usual, very proud to explain that we were biking 1000km across Poland for nine days. They shop keeper was shockingly unimpressed. I figured he hadn’t quite understood the magnitude of our achievement, but then found out the other cyclists were casually doing 610km nonstop as their Saturday ride. Other events of note included Janusz’s ongoing battle with his bike. Having replaced a wheel the previous day, he was pedalling along happily when a loud bang was heard and Janusz came to a rapid halt. We searched the area for snipers, but discovered his inner tube had just exploded. Mechanic Darek to the rescue we were soon back on the road. This process was repeated three more times over the course of the next 15 km, and by my calculations it would require 27 inner tubes to get Janusz to the end of today’s ride. Concerns were expressed over whether this area of Poland had sufficient supplies of inner tubes, but luckily inner tube number four proved tougher than its predecessors. A big shout out to the bike shop in the aptly named Dobre Miasto (Good Town). Not only did they have all the supplies we needed to send Janusz on his way (several times), but they also fixed John’s bike and donated the fees to the Foundation. If you’re ever in this area, make sure to pop in. The town also does wonderful toasties the size of your head, so it is basically a road biker’s dream. On arrival at our hotel Phil did his usual trick of cycling laps around the car park to get his distance to a nice round number of miles, only to discover that the hike from reception to his room down the world’s longest corridor would more than make up the distance. Luckily the hotel also had a sauna, jacuzzi and a swimming pool, although it received negative points for extra loud Europop. It was a this point that Stephen confessed his secret love of Discopolo. We considered calling Zosia to collect him immediately, but in light of his otherwise good taste and character we let that error of judgment slide. | Nasi wczorajsi gospodarze byli naprawdę niesamowici i rozumieli potrzeby 20 bardzo wilgotnych kolarzy – ciepłe prysznice, suszarki na masę koszulek i spodenek, i góry smacznego jedzenia. Całkiem jak moje wizyty u rodziców jako studentka – nawet wyprali nasze ubrania. Wyjechaliśmy rano dobrze nakarmieni, pachnąc proszkiem do pralki, z wiatrem w plecy. Śmigaliśmy obok pięknych pól, przez tunele zwisających drzew, pod niebieskim niebem, śpiewając radosne piosenki, kibicowały nam przy drodze przyjazne zwierzątka leśne. Ta bajka Disneya potrwała całe 27km, aż skręciliśmy 90 stopni na zachód. Podczas następnych 90 km niebo poszarzało, wiatr zaczął wiać w twarz, i przyjazne zwierzątka leśne pojawiały się głównie w postaci placków na drodze. Z Kopciuszka, bajka przemieniła się w scenę z "Czas Apokalipsy". Miłą rozrywką był pierwszy podczas rajdu kontakt z większą ilością kolarzy – mądrze wybrali trasę w przeciwnym kierunku – i wymiana radosnych powitań, kiwnięć głową i chrząknięć. Wpadając do lokalnego sklepu, wasza bloggerka była, jak zwykle, dumna aby wydłumaczyć, że przejeżdżamy 1000km przez Polskę dla polskich hospicjów. Sprzedawca był szokująco niewzruszony. Wytłumaczyłam sobie, że chyba nie zrozumiał skali naszego przedsięwzięcia, ale potem dowiedziałam się, że ci inni kolarze byli w trakcie przejechania 610km nonstop jako ich beztroska sobotnia przejażdżka. Inne wydarzenia dnia to m.in. walka Janusza z rowerem. Wczoraj wymienił koło i pedałował wesoło kiedy usłyszeliśmy głośny huk. Rozglądneliśmy sięszukając snajpera, ale okazało się że to dętka tak głośno wybuchła. Mechanik Darek uratował sytuację i pojechaliśmy dalej. Ten proces powtórzył się jeszcze trzy razy podczas następnych 15km, i według moich rozliczeń potrzebowalibyśmy 27 dętek aby Janusz dotarł do końca dzisiejszego odcinka. Wyrażono obawy czy ta część Polski ma wystarczające zapasy dętek, ale na szczęście dętka numer 4 okazała się bardziej wytrwała niż jej poprzedniki. Wielkie dzięki dla sklepy rowerowego „Vinci Projekt sklep i serwis rowerowy” w trafnie nazwanym Dobrym Mieście. Nie tylko posiadali wszystko co potrzebowaliśmy aby Janusz mógł jechać dalej (byliśmy tam kilkakrotnie) ale także naprawili rower Johna i przekazali opłatę na cele Fundacji Babci Aliny. Jeśli kiedykolwiek jesteś w tej okolicy, napewno warto wpaść. Kawiarnia w mieście także sprzedaje niesamowite zapiekanki rozmiaru ludzkiej głowy, więc Dobre Miasto posiada wszystko o czym marzy każdy kolarz. Przyjechaliśmy do hotelu i jak zwykle Phil zaczął objeżdżać parking aby dobić do okrągłej liczby mil. Gdyby tylko chwilę poczekał, brakujący dystans mógłby spokojnie nadrobić spacerkiem od recepcji do pokoju najdłuższym korytarzem świata. Na szczęście w hotelu także była sauna, jacuzzi i basen, ale hotel stracił punkty przez granie wyjątkowo głośnej muzyki Europop. To w tym momencie Stephen wyznał, że potajemnie kocha muzykę Discopolo. Pomyśleliśmy nad zadzwonieniem do Zosi z prośbą, aby go natychmiast odebrała, ale w świetle jego poza tym dobrego gustu i charakteru, odpuściliśmy ten błąd osądu. |
2 Comments
|
DONATIONS
Donate and help us support Polish hospices DAROWIZNY
Przelew bankowy to najtańsza opcja, bo nie ma żadnych opłat.
Konto Fundacji Babci Aliny: Alior Bank, numer konta: 85 2490 0005 0000 4500 1020 9844. Tytuł przelewu: darowizna. Jeśli chcesz użyć karty kredytowej, to skorzystaj z systemu PayPal powyżej Cycle Europe
All the photos and stories from our epic adventure to cycle 1000km across Europe, deliver equipment to hospices and raise awareness of palliative care across Poland. Archives
July 2024
|