The day started on a much more reserved note than the previous evening had finished. Those who managed to make it to breakfast were unusually quiet (although this might have been due to the incredible buffet on offer), while others were just conspicuously absent… Before we set off, we said our goodbyes to Monika and Iza, who were heading back home after cycling with us for the last four days – we hope you had as much fun as we did, and that you’ll be back next time! Today’s groupings were determined not by speed, as had been the case on previous days, but by the degree of hangover. A depleted group of 9 left bright and not-so-early at approximately 8:09, while Marek, Tomek and Dan slept off last night’s antics and began chasing us down an hour and a half later. Team Phil took the most sedate option of all, refusing to get out of bed before lunchtime, and setting off on a sneaky shortcut, cutting out 30km and pretty much all the climbing. The theme of the morning was overwhelmingly #hillz. The climbing began straight out of the hotel, as we ground our way up to Biały Krzyż, at 934m. Passing ski lift after ski lift, it was tempting to hitch a ride, but we powered on. Andrzej very graciously decided to get a puncture part-way up the climb so as not to show off his unparalleled speed, while Ewa sped away in order to catch some beautiful photos of sweaty cyclists reaching the summit. After a dispute about our proposed route with some local cyclists we met at the top, a long descent undid all our hard work, and then it was back upwards, to Kubalonka. The heat, gradient, and hangover took all of our concentration, and we completely missed the nearby presidential residence. To top off the morning, we had one more climb to Koniakόw, which just kept going and going – it was almost a relief to see Ewa’s camera at the top. We stopped off for snacks and liquids at the summit café, but made sure to avoid the Miodula on sale (which it seems is definitely not just available in that one restaurant in Szczyrk, but in every bar in Poland). The beautiful views over the surrounding mountains made us reluctant to leave, but after all that climbing we were very much looking forward to the 30km descent into Żywiec. At times steep, at others cobbled, and occasionally both, it was a relief to have a break from all that pedalling. After accidentally overshooting the hospice (we were just enjoying the negative gradient too much), we joined volunteers from the homecare hospice for lunch. Over some scalding goulash and mountains of cake, we were told about the much-needed work the hospice does, looking after 40-50 patients in the local area, and providing them with the equipment they need to live comfortably, like the dressings, anti-bedsore mattresses and oxygen concentrators that the Foundation provided. Andrzej and Darek were unable to physically hand these over as they are already in use, which really highlighted the demand placed on hospices. From there, it was a gentle 23km pull up to the night’s accommodation in Korbielόw, though Phil apparently had not had enough to drink the previous night and made a detour to the famous Żywiec brewery. We settled into our incredibly large rooms, with equally incredible views over the surrounding countryside, and while we waited for dinner, toured the adjacent barn, featuring some awesome historical artefacts – Janusz was particularly excited by an old potato-digging contraption. Following today’s tough climbs, we’re all looking forward to our ‘rest’ day tomorrow (though that is stretching the definition of ‘rest’ quite some way). | Dzisiejszy dzień zaczął się dużo spokojniej niż poprzedni skończył. Ci, którym udało się dotrwać do śniadania byli niezwykle spokojni (może to przez dużą różnorodność potraw śniadaniowych w bufecie), a innych po prostu zabrakło... Przed wyjazdem pożegnaliśmy się z Moniką i Izą, które po czterech dniach wspólnej podróży opuszczały nas i jechały do domu. Mamy nadzieję, że przez te cztery dni było im równie przyjemnie z nami co nam nimi! Do zobaczenia w przyszłym roku! Dzisiejszy podział na grupy nie dokonał się ze względu na prędkość jazdy jak w dniach poprzednich, ale samopoczucie związanym ze spożyciem napojów wyskokowych w dniu poprzednim. Poważnie osłabiona grupa 9 osób ruszyła około godziny 8:09, a Marek, Tomek i Dan rozpoczęli pościg jakieś półtorej godziny później. Zespół Phil wybrał najspokojniejszą opcję i po prostu pospał do lunchu po czym sprytnie pojechał skrótem, oszczędzając sobie jakieś 30 km i większość wspinaczki. Tematem poranka były absolutnie podjazdy. Rozpoczęliśmy już od samego hotelu wspinaczką na Biały Krzyż, który znajduje się na wysokości 934 metrów. Gdy mijaliśmy kolejne wyciągi narciarskie kusiło nas aby je uruchomić i z nich skorzystać, ale nie ulegliśmy tej pokusie. Kochany Andrzej specjalnie dla nas złapał gumę po drodze i w ten sposób dał nam szansę dotrzeć do góry przed nim, gdzie czekła już Ewa aby uwiecznić ten moment na zdjęciu . Po twórczej dyskusji na temat dalszej trasy z lokalnymi kolarzami, których spotkaliśmy u góry, baaardzo długi zjazd zaprzepaścił całą naszą ciężką pracę i aby dotrzeć do Kubalonki trzeba było zaczynać od nowa. Wysoka temperatura, kąt nachylenia i kac zupełnie nas otępiły przez co przegapiliśmy ośrodek prezydencki. Poranek zakończyliśmy wspinaczką do Koniakowa, który ciągnął się niemiłosiernie. Widok Ewy z aparatem fotograficznym oznaczał, że nasza męczarnia dobiegła końca. Na górze zatrzymaliśmy się na przekąskę i uzupełnienie płynów, ale nikt nie skorzystał ze specjalnej promocji Mioduli (która jak się okazało jest dostępna nie tylko w jednym barze w Szczyrku, ale w większości tego typu przybytków w Polsce ). Przez cudowne widoki otaczających nas gór nie chciało nam się wyjeżdżać, ale z drugiej strony kusił nas 30 kilometrowy zjazd do Żywca. Czasami było stromo, czasami wyboiście, a momentami jedno i drugie, tak czy inaczej było to wytchnienie od ciągłego pedłowania. Tak nam się podobał ten zjazd, że prawie przegapiliśmy hospicjum. Musieliśmy zawrócić i w końcu do niego trafiliśmy. Na miejscu powitali nas woluntariusze, którzy zaraz też poczęstowali nas pożywnym gulaszem i pysznym ciastem. Dowiedzieliśmy się od nich o działalności hospicjum, które opiekuje się 40-50 pacjentami w okolicy i zapewnia im niezbędną opiekę i sprzęt taki jak opatrunki, materace przeciw-odleżynowe i koncentratory tlenu zakupione przez Fundację . Andrzej i Darek symbolicznie przekazali te dary, choć faktycznie pacjenci już z nich korzystają, co pokazuje jak bardzo są potrzebne. Droga z Żywca, to zaledwie 23 km do Korbielowa, gdzie czekał na nas nocleg. W międzyczasie Phil, któremu najwidoczniej nie było wczoraj dość, postanowił zwiedzić browar w Żywcu. W Korbielowe rozgośiliśmy się w naszych ogromnych pokojach, z których mieliśmy fantastyczny widok na okolicę, a w oczekiwaniu na kolację zwiedziliśmy stodołę pełną starych pamiątek - Janusza szczególnie zainteresowało stare narzędzie do kopania ziemniaków. Po ciężkim dniu czekamy na jutrzejszy dzień “wypoczynkowy” (choć “wypoczynek” to może nie jest w tym miejscu najwłaściwsze słowo). |
0 Comments
Leave a Reply. |
DONATIONS
Donate and help us support Polish hospices DAROWIZNY
Przelew bankowy to najtańsza opcja, bo nie ma żadnych opłat.
Konto Fundacji Babci Aliny: Alior Bank, numer konta: 85 2490 0005 0000 4500 1020 9844. Tytuł przelewu: darowizna. Jeśli chcesz użyć karty kredytowej, to skorzystaj z systemu PayPal powyżej Cycle Europe
All the photos and stories from our epic adventure to cycle 1000km across Europe, deliver equipment to hospices and raise awareness of palliative care across Poland. Archives
July 2024
|