The day began inauspiciously due to stupidly having been persuaded the previous evening to sacrifice myself for Anglo-Polish relations by being press-ganged in to drinking too much vodka, eat a late night kebab (not strictly authentic Polish fare) and drink Porter (which looked and tasted innocuous but turned out to be constituted primarily of alcohol). As a positive things could only get better, but sadly they didn't...they got much, much worse. An unnamed member of the group (begins with "K" ends in "arolina") unceremoniously woke us up at 5.59am by hammering down the room door to complain about the noise and then following it up with an angry text at 6.02am choc full of capitals and exclamation marks!! With anglo-Polish relations now frayed and being too scared to sleep, breakfast couldn't come early enough. Luckily things then did begin to improve slowly. Sceptical and cynical (our intellectual Ania will be able to explain the difference between the two) about a proposed change to Arek's impeccable routes, the new quieter roads proved a joy to ride in this stunningly beautiful country. Storks, cranes (I think..the feathered ones), a hedgehog (dead) and a weasel (alive) were the only company for the first few miles (read kilometres). As the ride progressed past some spectacular modern Orthodox churches the pace warmed up with there being an amazing camaraderie between the Polish contingent and the non-Poles, comprising a Canadian, an unkempt American (think Shaggy from Scooby Doo) and seven Brits (I think). With the international brigade flouting their improving Polish ("lewo", "prawo", "prosto" and "stop") we steamed along at an alarming tilt with Marianna and Krysia being the strongmen of the peloton. Cut and bruised from her fall the day before Marianna, our translating deputy to Wojtek, proved to be a better cyclist with one working arm than most of us with two. On the bumpy roads featuring the longest road works in human history was no mean feat!!!!!! Arriving in the beautiful Firlej in record time at the unique and welcoming Sosnowe Uroczysko and with the strength of mind to refuse vodka and stick to wine gums (non alcoholic) and green tea tomorrow's ride promises to be a lot less painful than today's. "Jutro" we ride...let's roll. Olek Diesel (and not Prasan this time- contrary to conventional wisdom we are not a married couple!). | Dzień zaczął się kiepsko bo poprzedniej nocy jak głupi zgodziłem poświęcić się w celu budowania relacji polsko-angielskich i zmuszono mnie do wypicia zbyt dużej ilości wódki, zjedzenia kebaba po północy (nie jest to tak naprawdę autentyczne polskie jedzenie) i wypicia Portera (wyglądał i smakował niewinnie, ale okazało się, że głównym i może jedynym jego składnikiem jest alkohol). Patrząc pozytywnie, mogło być tylko lepiej ... ale niestety było ... dużo, dużo gorzej. Nie podajemy imion ale ktoś (zaczyna się na "K" a kończy na "arolina"), bez ceremonii obudził nas o 5:59 rano waląc w drzwi naszego pokoju aby poskarżyć się na hałas, a na dodatek wysłała mi gniewny sms pełen dużych liter i wykrzykników!! Relacje polsko-angielskie były już zniszczone, a ponieważ bałem się spać ze strachu, nie mogłem doczekać się śniadania. Na szczęście dzień zaczął się powoli poprawiać. Sceptycznie i cynicznie (nasza intelektualistka Ania może Wam wytłumaczyć różnicę) nastawieni na proponowaną zmianę nieskazitelnej trasy Arka, z przyjemnością przemierzaliśmy nowe i ciche drogi w tym oszałamiająco pięknym kraju. Bociany, żurawie (nie jestem pewny...te z piórami), jeż (martwy) i łasica (żywa) były jedynym towarzystwem przez pierwsze kilka mil (czyli kilometrów). Rajd przejeżdżał obok niesamowitych, nowoczesnych prawosławnych cerkwi, a kolarze w końcu rozgrzali się w atmosferze radosnego współzawodnictwa pomiędzy reprezentacją Polski i obcokrajowców, czyli Kanadyjką, rozczochranym Amerykaninem (myśl Shaggy z Scooby Doo) i siedmioma Anglikami (jeszcze się nie doliczyłem). Międzynarodowy oddział popisywał się coraz lepszą polszczyzną (lewo, prawo, prosto i stop) a my sunęliśmy trasa z niepokojącą szybkością: Marianna i Krysia prowadziły peleton. Obita w wypadku z trzeciego dnia, Marianna tłumaczka zastępcza Wojtka, pokazała że lepiej jeździ z jedną działającą ręką, niż większość nas jeździ z dwoma. Dojechaliśmy do pięknego Firleja w rekordowym czasie i dotarliśmy do wyjątkowego i gościnnego hotelu Sosnowe Uroczysko. Mieliśmy nawet siłę umysłu aby odmówić wódki i zostać przy żelkach (bezalkoholowych) i zielonej herbacie, więc wygląda, że jutrzejszy etap będzie dużo mniej bolesny niż dzisiejszy. Jutro ... jedziemy! Olek Diesel (tym razem bez Prasana - w przeciwności do popularnej opinii nie jesteśmy małżeństwem) |
0 Comments
Leave a Reply. |
DONATIONS
Donate and help us support Polish hospices DAROWIZNY
Przelew bankowy to najtańsza opcja, bo nie ma żadnych opłat.
Konto Fundacji Babci Aliny: Alior Bank, numer konta: 85 2490 0005 0000 4500 1020 9844. Tytuł przelewu: darowizna. Jeśli chcesz użyć karty kredytowej, to skorzystaj z systemu PayPal powyżej Cycle Europe
All the photos and stories from our epic adventure to cycle 1000km across Europe, deliver equipment to hospices and raise awareness of palliative care across Poland. Archives
July 2024
|