Kolbuszowa to Grybow via the incredible Gorlice Hospice and the equally specatacular route (hills aplenty: I looooove climbing). There are many things that are incredibly testing in life, riding a Boris bike on the flat, riding a Boris bike 700 miles in the company of some seriously quick cyclists, breaking the Guinness World record for riding a Boris bike and then adding 500 miles to it just to stop some smart arse topping it next week (think Bradley Wiggins and the hour record). However riding a Boris bike up some sportive style climbs (almost 1500 metres of them to be precise)takes the biscuit. I have previously praised Arek’s route planning and in terms of scenery today was his finest moment but in terms of battle weary riders his name was muttered darkly and with some malice every time the tarmac lurched skywards. However Arek’s sadism was nothing in comparison to the incompetence of whichever idiot booked the hotel!! The hotel itself is quite a find, some accolade on a ride where the accommodation has been superb, including a monastery, a beautiful lakeside hotel and a mock Polish Palace which was a cross between … well a palace and “The Only Way is Essex”. However its prime location on a hill located on a hill within a hill (Note to Editor and Polish Translator * Janusz has claimed to be the principal organiser this year due to Ewa selfishly upping sticks to Canada) was a major fail after 123km of eyeball popping riding. Today’s ride was a microcosm of the ride as a whole, a display of incredible courage- a lot of legs were left on the road including mine which despite being wired on caffeine and having listened to Meat’s Loaf’s Bat Out of Hell and I Drove All Night (Cyndi Lauper) on loop between 4am and 5am, prompting the daily noise warning from Caroline O, were twitching with muscle spasms by the end. In a ride with so many absolute heros it is difficult singling out individuals but on the day honourable mentions go to: (1) Adam Kisi who rode himself into the ground for others despite his own riding having dipped off ever since he met up with his wife on the rest day. Coincidence? (2) Grzes who looks like a fridge on a bike and is the best windbreak known to man and as hard as nails. (3) Krysia, Marianna and Ania who inspire us all every day with their tenacity and courage: (a) Krysia a 61 year old grandmother of 8 on a shopper who has averaged 14mph over almost 750 miles. (b) Marianna who is battery powered and seems to fly along even when her face is so etched in pain it looks like she has gone 10 rounds with Muhammed Ali (c) Ania a diminutive 19 year old with a wisdom exceeding that of the entre male contingent of the ride (which some might argue isn’t that major an achievement given the members of the aforementioned male contingent) but is impressive in someone so young. And not to be outdone the motley international brigade has also brought a fair bit of panache to the party. Honourable mentions to Phil Buksa, the day passes quicker for everyone when there is a token American to pick-on, and Stu Metcalfe who despite a nasty fall 0.002km from the hotel yesterday proved once again what a fantastic bike rider, navigator and group leader he is. Anyway enough about the ride. What keeps us all working together is this wonderful event for which the Holender family (notwithstanding the aforementioned hotel mishap) deserve the heartfelt thanks of everyone (porter quaffing van driver par excellence Marek being an integral part of the above). Finally even more than that the hospices and their ranks of staff and volunteers and the work that they do on incredibly limited resources. Today’s hospice in Gorlice was a fine example taking on addional patients without pre-requisite government approval and self funding their care, only cancer patients are effectively supported by state funding in this area. The welcome we got was spectacular encompassing staff, patients, a brilliant stand in for the mayor of Gorlice (the actual major being in Austria on business) and a full brass band (ok the brass band was for a wedding but some artistic licence is permitted here). Also the speech of the lady who runs the hostel was so profound that it (bit of a theme this) brought tears to my eyes. Our important corporate jobs and their stresses seem pithy in comparison. That’s all folks, it is now 00.07…..James Bond hour…….and I have to be up in 6 hours to assist Boris and Prasan’s triumphant ride to Krakow and the completion of the ride. Alex [Olek] | Z Kolbuszowej do Grybowa przez niesamowite hospicjum w Gorlicach i równie niesamowitą trasę (dużo gór: kooooocham się wspinać) Jest w życiu dużo niesamowicie trudnych rzeczy: jazda rowerem miejskim typu Boris po płaskim terenie, jazda rowerem miejskim typu Boris przez 1100 km w towarzystwie faktycznie szybkich kolarzy, pokonanie rekordu świata jazdy na rowerze miejskim typu Boris a potem dodanie 700km do rekordowego dystansu tylko po to, aby jakiś mądral nie pobił go tydzień później (patrz Bradley Wiggins i rekord godzinny). Ale jazda rowerem miejskim typu Boris po wzgórzach (a dokładnie prawie 1500m wspinaczki) pobija to wszystko. Dotychczas chwaliłem trasy zaplanowane przez Arka - dzisiaj z punktu widzenia krajobrazu był jego najlepszy etap - ale z punktu widzenia wysiłku, zmęczeni kolarze nieraz przeklęli jego imię pod nosem kiedy tylko asfalt zaczynał wspinać się w kierunku nieba. Ale sadyzm Arka to nic w porównaniu do niekompetencji idioty, który zamówił hotel!! (Notatka dla redaktora i tłumacza głównego - Janusz twierdzi, że on jest głównym organizatorem, bo Ewa, myśląc tylko o sobie, wyjechała do Kanady) Sam hotel jest perełką, dowód uznania bo podczas rajdu noclegi były wspaniałe, między innymi klasztor, piękny hotel nad samym jeziorem i dworek, który był mieszanką pałacu i kiczowatego serialu telewizyjnego. Ale umieszczenie hotelu na wzgórzu, które samo jest na szczycie góry, to była klęska po 123km wykańczającej jazdy. Dzisiejszy etap był kwintesencją całego rajdu, pokazem niesamowitej odwagi. W nogach wielu osób, w tym moich, nie zostało nic poza samoistnymi skurczami na koniec dnia, mimo tego, że objadłemn się kofeiną i słuchałem piosenek Bat Out of Hell (Meatloaf) i I Drove All Night (Cyndi Lauper) w kółko między czwartą i piątą rano, prowokując dzienne ostrzeżenie o ciszy od Karoliny O. Podczas rajdu ujawnia się wielu bohaterów, tak, że ciężko wyszczególnić indywidualne osoby, ale tego dnia nagradzam: (1) Adama Kisi, który wykończył się po to aby pomóc innym mimo tego, że jego własna forma spadła od czasu spotkania z żoną podczas dnia odpoczynku. Zbieg okoliczności? (2) Grzesia, który wygląda jak lodówka na rowerze, jest najlepszym wiatrochronem na świecie i całkowitym twardzielem (3) Krysię, Mariannę i Anię, które inspirują nas codzienne swoją wytrzymałością i odwagą: (a) Krysia, 61 letnia babcia 8 wnuków, która przez ostatnie1000 kilometrów na rowerze miejskim trzymała średnią 21km na godzinę; (b) Marianna, która czerpie energię chyba z baterii Duracell i fruwa na rowerze nawet, kiedy rozbity łokieć tak jej daje w kość, że ból na twarzy wygląda jakby przeszła 10 rund z Muhammedem Alim. (c) Ania, malutka 19-nastolatka z wiedzą przekracającą wiedzę całej męskiej części ekipy (niektórzy powiedzieliby, że to nie taka sztuka znając członków tej męskiej części ekipy, ale jest to imponujące u tak młodej osoby). Ale przecież różnorodna grupa międzynarodowa grupa również dodaje klasy wyprawie. Szczególne wyróżnienie dla Phila Buksy - dzień leci szybciej kiedy można żartować z prawdziwego Amerykanina i Stuarta Metcalfa który mimo wczorajszego nieprzyjemnego upadku z rowera 0.002 kilometra od hotelu, pokazał ponownie jak dobrze jeździ na rowerze, nawiguje i prowadzi grupę. W każdym razie, dosyć o rajdzie. Trzyma nas razem ta wspaniała akcja, za którą (mimo poprzednio wspomnianej klęski z hotelem) należą się rodzinie Holendrów (włącznie z Markiem zapalonym konserem piwa Porter) serdeczne dzięki od wszystkich. Jeszcze większe dzięki należą się hospicjom, ich pracownikom i wolontariuszom, którzy wykonują swoją pracę mimo niesamowicie ograniczonych środków. Dzisiejsze hospicjum w Gorlicach to wspaniały tego przykład - przyjmuje pacjentów bez gwarancji otrzymania funduszy od Narodowego Funduszu Zdrowia i samo pokrywa koszty opieki nad nimi, ponieważ NFZ pokrywa jedynie koszty leczenia pacjentów z chorobami nowotworowymi. Powitanie, które na nas czekało było wspaniałe: byli lokalni kolarze, pracownicy, podopieczni, wspaniały zastępca Burmistrza Gorlic (burmistrz był w Austrii na służbowej wyprawie) oraz cała orkiestra dęta (OK, orkiestra szła na ślub, ale w blogu można trochę to trochę podkolorwać). Także przemowa prowadzącej hospicjum pani Joli była tak wzruszająca, że miałem łzy w oczach (co się ostatnio często zdarza). W porównaniu z trudnościami z ajkimi borykają się ci ludzie nasze codzienne „ważne” obowiązki biurowe wydają się mało znaczące. To koniec, bo jest już godzina 00:07 .. godzina James Bonda .... a ja muszę wstawać za 6 godzin aby pomóc Borisowi i Prasanowi dojechać triumfalnie do Krakowa i zakończyć rajd. Alex / Olek |
0 Comments
Leave a Reply. |
DONATIONS
Donate and help us support Polish hospices DAROWIZNY
Przelew bankowy to najtańsza opcja, bo nie ma żadnych opłat.
Konto Fundacji Babci Aliny: Alior Bank, numer konta: 85 2490 0005 0000 4500 1020 9844. Tytuł przelewu: darowizna. Jeśli chcesz użyć karty kredytowej, to skorzystaj z systemu PayPal powyżej Cycle Europe
All the photos and stories from our epic adventure to cycle 1000km across Europe, deliver equipment to hospices and raise awareness of palliative care across Poland. Archives
July 2024
|