Like some of cycling's most famous races, today began and ended on cobbles. Fortunately, in between there were many miles of smooth tarmac running through some beautiful Polish scenery. The day was already warm as we left Gorzów Wielkopolska and cycled out through the town and past what looked like used car garages, but with a difference. Instead of used Fords and Hondas, the forecourts were stacked with decommissioned helicopters and a selection of old army vehicles, along with the odd rusting missile carrier, with missile still, worryingly, intact. With the town behind us we were out into the countryside and a series of long sweeping and mostly flat roads that set the tone for the day. As we got into a rhythm it was hard not to reflect on the hospice we'd visited yesterday and marvel at the level of care and comfort they managed to provide. It was both impressive and humbling. At 140km, today's ride was the longest so far which meant everyone was ready for the lunch stop when it came after 80k of peddling in 22 degree heat. Rolling into what looked like a disused petrol station we discovered, tucked away behind the cracked concrete of the old forecourt, an ornate but slightly crumbling hotel . Despite the fact that the tables were beautifully set for lunch, the place appeared to be completely closed up. Perhaps they saw a bunch of sweating cyclists coming and hid behind the sofas until we left. With not much else in the vicinity we ended up racking up a further 20km before an alternative lunch stop could be found. It's not every Monday you ride 100km before lunch! The driver of our support vehicle, Marek, was so impressed he was inspired to take up Janusz's bike and ride the final leg with us. Janusz was left to combat the Polish traffic in a large van with, in his words "the steering wheel on the wrong side". The long stint before lunch left 'just' 40km to the accommodation which took us through some beautiful pine scented woods. As we came into town where we were to spend the night we went and past a curious giant sign offering "Man Service". We were too close to the end of the ride and a well earned beer to succumb to the temptation to find out just what kind of 'service' this was. Perhaps tomorrow on our way back out. Watch this space. Both Marek, Janusz and the van made it one piece too. - Stuart | Podobnie jak najbardziej znane wyścigi kolarskie, dzisiejszy dzień zaczął i skończył się jazdą po bruku. Na szczęście, pomiędzy brukowymi etapami było mnóstwo kilometrów na gładkich drogach przez cudne krajobrazy. Było już ciepło, kiedy wyruszyliśmy z Gorzowa Wielkopolskiego przejeżdżając obok placów, które wyglądały jak komisy samochodów, ale zamiast Fiatów i Polonezów, pojawiały się tu złomowane helikoptery, wybór starych pojazdów wojskowych, rdzewiejące transportery rakiet. Część z nich była z rakietami, które wyglądały na działające! To nas potwornie zaniepokoiło. Po wyjeździe z miasta przywitał nas krajobraz wiejski i seria długich, wijących się i ogólnie płaskich dróg, które nam towarzyszyły do końca dnia. Wpadliśmy w rytm ruchu kół i była okazja zastanowić się nad niesamowitą pracą wolontariuszy, której byliśmy świadkami podczas ostatnich dwóch dni w hospicjach. Poziom opieki i wsparcie, który udaje się im zapewnić pacjentom jest imponujący i inspirujący. Dzisiejszy etap miał 140km, więc był dotychczas najdłuższy i wszyscy czekali na przerwę, kiedy po 80km machania nóżkami w pełnym słońcu przyjechaliśmy pod budynek, który wyglądał jak stara stacja benzynowa. Schowany za pękającym asfaltem starego placu znaleźliśmy bogato zdobiony ale kruszący się hotel. Mimo tego, że stoły były pięknie nakryte na obiad, lokal wyglądał na całkiem zamknięty. Możliwe, że zobaczyli grupę spoconych kolarzy i schowali się za kanapą, aż odjechaliśmy. Z powodu braku innych możliwości przejechaliśmy następne 20km, nim znaleźliśmy miejsce na obiad. Nie w każdy poniedziałek przejeżdża się 100km przed obiadem! Tak bardzo zaimponowaliśmy kierowcy naszego wozu technicznego, Markowi, że natchnęło go, aby pożyczyć rower Janusza i przejechać z nami ostatni odcinek dzisiejszego dnia. W związku z tym, walkę z polskim ruchem drogowym w ogromnym wozie dostawczym zostawiliśmy Januszowi - jego słowami "nawet kierownica była po złej stronie". Po długim odcinku przejechanym przed obiadem, zostało nam 'tylko' 40km do hotelu. Trasa prowadziła przez piękne pachnące lasy sosnowe. Kiedy wjeżdżaliśmy do miasta, gdzie mieliśmy nocleg, przejechaliśmy obok dziwnego znaku reklamującego "Man Service". Byliśmy za blisko końca etapu i zasłużonego piwa aby zatrzymać się i zapytać dokładnie o jakie męskie serwisy tu chodzi. Może jutro podczas wyjazdu z miasta damy Wam znać. Marek, Janusz i wóz techniczny także dojechali do hotelu w całości. - Stuart |
1 Comment
6/17/2014 11:22:05 pm
Opis złomowiska mówi mi że musieliście jechać przez Deszczno :)
Reply
Leave a Reply. |
DONATIONS
Donate and help us support Polish hospices DAROWIZNY
Przelew bankowy to najtańsza opcja, bo nie ma żadnych opłat.
Konto Fundacji Babci Aliny: Alior Bank, numer konta: 85 2490 0005 0000 4500 1020 9844. Tytuł przelewu: darowizna. Jeśli chcesz użyć karty kredytowej, to skorzystaj z systemu PayPal powyżej Cycle Europe
All the photos and stories from our epic adventure to cycle 1000km across Europe, deliver equipment to hospices and raise awareness of palliative care across Poland. Archives
July 2024
|