Head, shoulders, knees and toes: what doesn't hurt at the end of this day? What a luxurious night in the summer palace in Grudynia Wielka! A beautiful building, lovely scenery and very welcoming staff. Following breakfast and the obligatory photos we were all very keen to start the day as quickly as possible to try and out ride the forecast rain. I think we all kept up a pretty good pace throughout the day mainly due to the menacing clouds relentlessly hanging over our heads - which in the end only squeezed out a few drops in the last hour. Our route led us along one of the main HGV arteries between Poland and the Czech Republic, which meant that we all had to brave some fierce lorry cross winds and some infuriating drivers. At a short pit-stop, Dan decided that he'd had enough of the artificial energy bars and tested a more wholesome supplement: raw carrots. If anyone knows the nutritional value of carrots and their efficacy as endurance supplements, please let us know. We're all keen to see if this is indeed a superfood and whether Dan will perhaps be propelled in front of Arek and Stu, simply by the magic of the humble carrot. Another curiosity for the British contingent was the little shop in Raciborz that only seemed to offer punters yoghurt: small pots, large pots, fruity or plain and every other imaginable variation... aisles and aisles of yoghurt. If they could only understand the name of the shop, perhaps they would have been slightly less perplexed: "producers of milky delights". A delight indeed for the Poles who seem to be fuelled primarily by kefir (soured milk). Following some slightly undulating terrain and having battled for space on the roads with HGVs and impatient drivers, lunch was organised early, at 50km in the border town of Chałupki. Luckily we had arrived early so the slow service without-a-smile at the Castle restaurant didn't upset the tight schedule too much. Fed, watered and clad in additional warm layers we set out across the border accompanied by Jacek and Mariusz, two local riders who were keen to lead the group through their patch. Jacek is a seasoned Cycle-Poland rider, having ridden the entire 1000km a few years ago. We thank both gentlemen for guiding us to the hills just before Wisła. As we sped along one of the Czech A-roads we all noted the large Shimano factory in the town of Karvina. Probably most of us were thinking that perhaps we ought to drop in for some cheeky upgrades. We left the Czech Republic and the Czech half of Cieszyn over a bridge to be welcomed by a short sharp uphill road up to the main square where we were met by Dorota, Halina and the vice-Mayor of the town and greeted with hugs, gifts and flowers. The hospitality didn't end there as we were invited to a cafe located in the renovated stables of a stately home to taste the local speciality of "heaven in your gob" cake. The residence now houses the Cieszyn museum and over tea and cake we were told about the unfortunate history of Cieszyn. As a border town it used to be a happy mix of Czechs and Poles who spoke their own dialect and were loyal to the Austro-Hungarian crown. Then along came the partition of Europe and the town was split "naturally, following the river": the Czech side held most of the heavy industry and the Polish side had the power plant. Neither side could function independently and each had to create the missing infrastructure from scratch. People who shared a common tongue were no longer allowed to mix without fulfilling strict visa requirements. Dorota, the president of the hospice association, accepted 3 anti-bedsore mattresses with pumps, and an oxygen concentrator from Dan and Andrzej, remarking that she is very grateful for our help and is in awe of our selflessness. Dan made a poignant speech that summarised all our thoughts: it is the hospice volunteers and staff who inspire us with their dedication to helping people with terminal illnesses. Our fleeting physical discomfort pales into insignificance next to their continuous hard work. The day ended with a ridiculously sharp 1km climb over cobbles to our hotel, overlooking the Wisła river. Thanks to Janusz for finding a hotel located in the highest part of the entire county! We're counting on this as sufficient training for the hard-core climbs waiting for us tomorrow. - Karolina | Co za luksusowa noc w letnim pałacyku w Grudyni Wielkiej! Śliczny budynek, piękne okolice i bardzo gościnna i uprzejma obsługa. Po śniadaniu i obowiązkowych zdjęciach przed pałacykiem wyruszyliśmy jak najszybciej aby prześcignąć zapowiadany deszcz. Wydaje mi się, że utrzymywaliśmy dobre tempo ze względu na groźne chmury, które nam wisiały nad głową cały dzień, a w końcu tylko w ostatniej godzinie delikatnie pokropiło. Dzisiejszy etap leciał po głównej TIR-owej trasie polsko-czeskiej więc musieliśmy się zmagać z ostrymi podmuchami produkowanymi przez gnające ciężarówki, jak i z wkurzającymi kierowcami, którzy lubią jeździć "na gazetę". Podczas króciutkiej przerwy Dan stwierdził, iż ma już dosyć sztucznych odżywek i postanowił spróbować bardziej naturalnego suplementu: surowej, nieostruganej marchewki. Jeśli ktoś zna wartość odżywczą, jak również wydajność kaloryczną marchewek i ich efektywność jako suplementu do sportów wytrzymałościowych, prosimy dać znać! :-) Jesteśmy ciekawi, czy faktycznie to skromne warzywo nada Danowi taką siłę, że nawet prześcignie Arka i Stuarta. Następną ciekawostką dla Anglików był sklepik w Raciborzu "producent mlecznych rozkoszy", który oferował tylko jogurty w różnych rozmiarach, smakach i opakowaniach... wszędzie same jogurty. Gdyby zrozumieli szablon wiszący nad drzwiami sklepu to może nie byliby tacy zdumieni. Dla Polaków, którzy jadą ostro na dopingu z kefiru, ten sklepik to był mały raj. Po paru górkach i po walce o miejsce na drogach z TIRami i niecierpliwymi kierowcami, dojechaliśmy na 50-tym kilometrze na wczesny obiad, w Chałupkach. Obiad był serwowany bez uśmiechu i w żółwim tempie, ale dzisiaj nam to mniej przeszkadzało, gdyż byliśmy przed czasem. Wyjechaliśmy przez granicę najedzeni, nawodnieni i opatuleni ciepłymi ubraniami, prowadzeni przez Jacka i Mariusza, dwóch lokalnych kolarzy. Jacek już uczestniczył kilka lat temu w całym 1000km rajdzie. Tym razem oboje wyprowadzili nas pod górki przed Wisłą. Przejeżdżając z dużą prędkością przez czeską Karvinę, każdy z nas zauważył olbrzymią fabrykę części Shimano i prawie wszyscy mieli ochotę wpaść i powybierać sobie jakieś lżejsze, nowe i bardziej błyszczące części. Wyjechaliśmy z Czech i czeskiego Cieszyna przez most, a po polskiej stronie czekał na nas krótki, stromy podjazd do głównego rynku. Tutaj zostaliśmy przywitani przez Dorotę, Halinę i wice-burmistrza miasta, którzy wręczyli nam kwiaty i upominki. To nie był koniec gościnności gdyż zaprosili nas do Cafe Muzeum w starej stajni pałacu aby spróbować cieszyńskiego deseru "niebo w gębie". W pałacu znajduje się teraz cieszyńskie muzeum. Przy herbacie i ciastkach dowiedzieliśmy się o nieszczęsnej historii Cieszyna. Jako miasto graniczne, było szczęśliwą mieszanką czechów i polaków, którzy mówili własnym dialektem i byli wiernymi poddanymi Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Po pierwszej wojnie światowej Europa została podzielona, a Cieszyn podzielono "naturalnie, według rzeki" - po czeskiej stronie znalazł się przemysł ciężki a po polskiej stronie elektrownia. Żadna część nie mogła działać samodzielnie i obydwie musiały dobudować brakującą infrastrukturę. Bez spełnienia ostrych wymagań wizowych ludzie, którzy mówili tym samym językiem nie mogli się spotykać. Dorota, prezydent stowarzyszenia hospicyjnego przyjęła od Dana i Andrzeja, w imieniu pacjentów 3 materace przeciwodleżynowe z pompami, i koncentrator tlenu. Wspomniała, że jest bardzo wdzięczna za naszą pomoc i podziwia naszą bezinteresowność. Dan wygłosił wzruszającą przemowę i podsumował myśli wszystkich: to wolontariusze i personel hospicjum, którzy inspirują nas ich oddaniem do pomocy nieuleczalnie chorym pacjentom. Nasz krótkotrwały ból fizyczny to nic w porównaniu z ich codzienną trudną pracą. Dzień zakończył się niewiarygodnie ostrym kilometrowym podjazdem, oczywiście po bruku. Dziękujemy Januszowi, że znalazł hotel, który jest chyba najwyżej położony w całym województwie! Liczymy na to, że ten podjazd nas przygotował wystarczająco na jutrzejsze hard-corowe górskie podjazdy. - Karolina |
1 Comment
6/22/2014 03:33:04 pm
I kolejna fajna relacja z kolejnego przejechanego dnia :)
Reply
Leave a Reply. |
DONATIONS
Donate and help us support Polish hospices DAROWIZNY
Przelew bankowy to najtańsza opcja, bo nie ma żadnych opłat.
Konto Fundacji Babci Aliny: Alior Bank, numer konta: 85 2490 0005 0000 4500 1020 9844. Tytuł przelewu: darowizna. Jeśli chcesz użyć karty kredytowej, to skorzystaj z systemu PayPal powyżej Cycle Europe
All the photos and stories from our epic adventure to cycle 1000km across Europe, deliver equipment to hospices and raise awareness of palliative care across Poland. Archives
July 2024
|