Niecałe 48 godzin po skwarze w pełnym słońcu na rozgrzanych piekielnie słowackich drogach opuściliśmy nasz hotel w Bukowinie w kurtkach, by ochronić się przed zimnem. Nigdy przedtem nie witaliśmy zimna z takim entuzjazmem. Zimny wiaterek łagodził naszą spaloną skórę i przynosił obietnice przyjemniejszej jazdy. Za nami zostały dni jazdy pod wiatr w dniu pierwszym, żar w dniu drugim i góry, które doprowadziłyby Sir Edmunda Hilary do łez, w dniach trzecim i czwartym. Dzień piąty zapowiadał trudne wspinaczki i zjazdy, wystarczająco strome by były one wyzwaniem, ale nie tak trudne by perspektywa wyłupienia sobie oczu zardzewiałym nożem wydawała się lepszą alternatywą. Ponadto dzień piąty ofiarował nam ciągle zmieniający się krajobraz; góry bezpiecznie za nami, strumyki, rzeki, zachwycające wioski i jeziora z zanurzonymi po pas wędkarzami. Jak zawsze był to dzień pełen zdarzeń. Tomasz zdecydował, że marne 135km to mało i zdołał się zgubić 3 razy, dodając 50 km do swojej trasy. Mimo tego dojechał szybciej niż większość grupy, czym bardzo zirytował Alexa. Nowe plany przewidują potajemne przecięcie linek hamulcowych, popsucie biegów lub zamianę bezalkoholowego piwa na specjalny, tajny napój. Prasan, wyraźnie zazdrosny o mój zachwycająco zrelaksowany dzień w samochodzie w dniu czwartym, udawał że pękła mu szprycha i spędził większość dnia podziwiając miejscowe kobiety z okna naszego samochodu. Janusz, który w dniach 1-4 notował tak dobre czasy, że podejrzewano, że przybył do Polski po odwiedzeniu apteczki Lanca Amstronga, wrócił do swojej tradycyjnej roli - wsparcia dla grupy z końca peletonu; uwalniając tym mnie z tej bardzo istotnej i zupełnie niedocenianej roli. I na koniec Phil jak zwykle wykazał się swoimi zdolnościami w oczarowywaniu babć, kiedy wygłosił po polsku wypróbowane wcześniej zdania wręczając dwa koncentratory tlenu i pompę hospicjum w Wiśniowej. Wizyta w hospicjum była oczywiście przypomnieniem, dlaczego bierzemy udział w rajdzie. Jak zwykle spotkanie z wolontariuszami, którzy poświęcają swój czas by zapewnić śmiertelnie chorym dorosłym i dzieciom opiekę medyczną i praktyczne wsparcie, było wzruszające. Pokazało nam ono również jak wielką pomocą jest sprzęt medyczny zakupiony przez Fundację Babci Aliny z funduszy zebranych podczas rajdu. Wolontariusze i pracownicy hospicjum wytłumaczyli nam, że polska służba zdrowia funduje tylko 1 koncentrator tlenu na 10 pacjentów, co oznacza, że często zapotrzebowanie jest większe niż możliwości. Dwa koncentratory i ssak, które dostarczyliśmy dzisiaj będą od razu miały pozytywny wpływ na pacjentów będących pod opieką hospicjum i zwiększą prawdopodobieństwo spędzenia ich ostatnich dni w domu. | Less than 48 hours after sweltering in the burning sun on the unsheltered mean streets of Slovakia, we left the hotel in Bukowina, Southern Poland with jackets and arm warmers protecting our cold torsos. Never has cold weather been so welcomed, the crisp breeze soothed our burnt skin and promised a day of cycling that may just inch towards fun on the fun/torture scale. Gone were headwinds of day one, the searing heat of day two and the mountains that would make Sir Edmund Hillary weep of days three and four. Day five promised challenging climbs and rewarding descents, steep enough to be a challenge, not so steep as to make gouging one’s eye out with a rusty knife more appealing. What’s more day five offered an ever-changing landscape; mountains safely off in the distance, streams, rivers, delightful villages and lakes with fishermen whose keenness for a good catch led them to wade in waist deep. It was as always, an eventful day. Tomasz decided a mere 135km was not enough and managed to get lost three times, adding 50km to his journey and still finishing quicker than most of the group, much to Alex’s annoyance, current plans include surreptitiously cutting his brakes, messing with his gears or switching his alcohol free beer for a secret stash of Special Brew. Prasan, clearly jealous of my delightfully relaxing day in the van on day four, feigned a spoke break and spent the bulk of the day ogling local women from the passenger seat. Janusz, who on days 1-4 was recording unprecedentedly good times, fuelling suspicions that he had arrived in Poland via Lance Armstrong’s medicine cabinet, reverted to his traditional role, rallying the troops from the back of the pack; relieving yours truly of this exceptionally important and criminally underrated role. And finally, Phil ensured he kept up his solid track record of making grannies go weak at the knees with rehearsed lines in Polish as he formally handed over two oxygen concentrators and a suction pump to the hospice in Wisniowa. The hospice visit was of course a reminder of why we are doing this trip, and it was as humbling as always to meet volunteers who give up their time to provide medical and practical support to adults and children with terminal illnesses. It was also a reminder of the difference the Alina Foundation makes each year with the medical equipment purchased through funds raised on the ride. The volunteers and hospice workers explained that the Polish health system only provides enough oxygen concentrators for 1 in 10 patients, meaning that demand often outstrips supply. The two oxygen concentrators and suction pump we delivered today will make an immediate positive impact on the patients under the care of the hospice, and increase the likelihood that they will be able to live out their final days at home. |
0 Comments
Leave a Reply. |
DONATIONS
Donate and help us support Polish hospices DAROWIZNY
Przelew bankowy to najtańsza opcja, bo nie ma żadnych opłat.
Konto Fundacji Babci Aliny: Alior Bank, numer konta: 85 2490 0005 0000 4500 1020 9844. Tytuł przelewu: darowizna. Jeśli chcesz użyć karty kredytowej, to skorzystaj z systemu PayPal powyżej Cycle Europe
All the photos and stories from our epic adventure to cycle 1000km across Europe, deliver equipment to hospices and raise awareness of palliative care across Poland and Lithuania, and this year to also support Ukrainian refugees in Poland. Archives
June 2022
|