All too soon, the final day of Cycle Poland 2016 dawned. The heat of the previous day had been replaced by grey skies and a persistent drizzle, which we were promised would clear by 11am, and only produce ‘1mm of rain – you’ll barely notice it!’ Somewhat apprehensively, we said goodbye to our lovely rectangular hotel in Limanowa, and headed into the damp outdoors. No sooner had we pulled out of the car park than the drizzle turned into a definite downpour, and we realised that the 35km to the hospice in Wiśniowa might be quite a long way after all. Not even Taylor Swift on repeat was going to make this more pleasant. The profile of the day showed some theoretically lovely rolling hills, but as we still had quite a lot of elevation to lose before we made it to Krakow, each descent seemed longer, damper, and chillier than the last. A couple of hours, and a few waits in bus stops later (partly hiding from the rain while waiting for everyone to catch up, partly praying that a bus would turn up and Ewa wouldn’t notice if we got on) we were thrilled to make it to Wiśniowa. For the last three kilometres we were joined by three brave volunteers from the hospice - huge respect for joining us to ride in the pouring rain, and for helping raise our spirits when we needed it! The Wiśniowa home care hospice works with a charitable foundation to support children and adults up to 90km away. In return for his earlier good work in saving a small bird from the perils of the road (earning the nickname Greenpeace), Nick was given the treat of presenting equipment, together with Maciek. In soon-to-be-fluent Polish, two oxygen concentrators were handed over. After warming up with lunch including delicious hot beetroot soup, and changing into dry clothes, we had a quick photoshoot with one of the hospice’s ambulances that we helped to fund after the previous one was destroyed by a flood. All too soon, it was time to leave, but not before we’d been promised that the hospice volunteers would sort out a visit from Rafał Majka, who comes from Wiśniowa, the next time we stopped by. Here’s hoping that’ll happen – we could really use that polka dot jersey as inspiration next time we’re in the mountains! Dressed in more appropriate gear, and with the rain gradually easing up, we made our way to Krakow, and the kilometres seemed to fly by. However, shortly after posing for photos by the ‘Krakow’ sign, disaster struck! Marianna’s rear derailleur, apparently unaware of just how close we were to the finish line, had given up all hope and firmly wedged itself in her back wheel. Time was pressing, so we had to carry on, leaving Marianna in the hands of the ever helpful Darek and Marek. We could only hope that she turned up at the hospice on the spare mountain bike, rather than in the van. After wiggling through some conveniently coned-off lanes, past angry drivers stuck in traffic jams, and over potentially lethal tram tracks, we made it into Krakow proper, stopping off in the main square (our version of the Champs Elysees) for the obligatory photoshoot. Three kilometres from the hospice, we were met by some volunteers who would be cycling the last stretch with us – and Darek and Marianna, who had made it on the mountain bike after all! One final uphill later (what better way to finish Cycle Poland?) and we were at the hospice building, greeted with balloons, hospice staff and families, cyclists from previous rides, smiling volunteers, and family and friends (and perhaps more importantly, actual mountains of pierogi). The Alma Spei volunteers showed us a wonderful film of the history of their friendship with the Alina Foundation, which was extremely moving, and we got to meet some of the children and families under their care. Piotr and Gabryś handed over the final equipment of the ride, and then it was time for some emotional thank yous and goodbyes! Certificates were handed out, champagne was messily sprayed, and presents were handed out. To the Diesels, who had said they were going on the ride to lose weight, and made us laugh all the way; to Gabryś, Phil, and Erica for their fundraising efforts; to Darek, for always being helpful without having to be asked and for really embodying the hospice idea; to Tomek, for being there from the start of Cycle Poland and providing the support van; to Marek, for driving the van and helping us with all our problems; and finally to Ewa and Janusz, for organising this incredible adventure, and making the Foundation happen in the first place. All that was left to do was pack up the bikes into the van, say some very sad goodbyes, and be off on our separate ways, hoping for an equally brilliant experience next year! | Nim żeśmy się obejrzeli nadszedł ostatni dzień rajdu. Upał dnia poprzedniego zmienił się w szare niebo i uciążliwą mżawkę, ale prognozy obiecywały poprawę pogody przed 11 i „prawie niezauważalny 1mm deszczu!". Z lekka wylęknieni pożegnaliśmy hotel w Limanowej i wyruszyliśmy dalej w mokry świat. Ledwo wyjechaliśmy z parkingu, mżawka przemieniła się w ulewę, a my zdaliśmy sobie sprawę, że 35 km do hospicjum w Wiśniowej to jednak może być spory dystans. Nawet muzyka Taylor Swift włączona w opcji powtarzania nie mogła polepszyć zaistniałej sytuacji. Profil trasy dnia wskazywał na teoretycznie przyjemne zjazdy, ponieważ do Krakowa musieliśmy stracić nieco wysokości. Jednak w tej pogodzie każdy zjazd wydawał się być coraz dłuższy, bardziej mokry i dojmująco zimny. Dwie godziny i kilka postojów na przystankach autobusowych (kryjąc się przed deszczem w oczekiwaniu na połączenie grupy, oraz w cichości marząc o tym aby może zabrać się autobusem podczas nieuwagi Ewy) dotarliśmy w końcu do Wiśniowej. Na ostatnich trzech kilometrach towarzyszyli nam trzej dzielni wolontariusze z hospicjum – wielki szacunek za dołączenie do naszej grupy w ulewie i podniesienie nas na duchu, gdy było to nam tak bardzo potrzebne! Hospicjum Domowe Królowej Apostołów w Wiśniowej współpracuje z Stowarzyszeniem Hospicyjnym "Bądźmy Razem", i pomaga dzieciom i dorosłym w promieniu 90 km. W nagrodę za uratowanie pisklęcia na drodze Nick (który w związku z tym uzyskał przydomek Greenpeace) miał przyjemność (wraz z Maćkiem) przekazać sprzęt hospicjum. Posługując się prawie płynną polszczyzną przekazał hospicjum dwa koncentratory tlenu. Po zjedzeniu rozgrzewajacego lunchu, w skład, którego wchodził pyszny gorący barszcz i przebraniu się w suchą odzież, zrobiliśmy sobie kilka zdjęć z przy samochodach hospicjum, które pomogliśmy ufundować, gdy poprzednie zniszczyła powódź. I znów czas było wyjeżdżać. Na odjezdnym wolontariusze z hospicjum obiecali nam, że przy okazji następnej naszej wizyty zaaranżują spotkanie z Rafałem Majką, który pochodzi z Wiśniowej. Miejmy nadzieję, że to wypali – na pewno przyda nam się koszulka w grochy przy następnej górskiej trasie! Należycie ubrani i przy zanikających już opadach wyruszyliśmy do Krakowa, a tym razem kilometry uciekały jak należy. Jednakże, na krótko po sesji fotograficznej przy tablicy Kraków nastąpiła katastrofa! Przerzutka w rowerze Marianny, zdaje się bez świadomości jak blisko znajduje się linia mety odmówiła posłuszeństwa i na stałe wkręciła się w szprychy tylnego koła. Czas nas gonił, więc musieliśmy jechać dalej, a Mariannę zostawiliśmy z jak zwykle pomocnymi Darkiem i Markiem. Mieliśmy nadzieję, że uda jej się dotrzeć do hospicjum na zapasowym rowierze górskim, a nie samochodem. Nasza droga prowadziła przez wyłączone pasy ruchu, które przejeżdżaliśmy ku zazdrości uwięzionych w korkach kierowców oraz potencjalnie groźne tory tramwajowe aż w końcu dotarliśmy na Stary Rynek (nasze własne Champs Elysees) aby tam zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Trzy kilometry przed hospicjum spotkaliśmy się z grupą wolontariuszy, którzy ten ostatni dystans pokonali wraz z nami. W ich grupie znaleźli się także Darek i Marianna na górskim rowerze! Po ostatnim podjeździe (a jakie niby miałoby być lepsze zakończenie naszego rajdu?) dojechaliśmy do hospicjum, gdzie balonami powitał nas personel hospicjum, zaprzyjaźnione rodziny, uczestnicy poprzednich rajdów, uśmiechnięci wolontariusze, nasze rodziny i przyjaciele (a co najważniejsze góry pierogów). Wraz z wolontariuszami z Alma Spei objrzeliśmy wzruszający film o historii przyjaźni pomiędzy hospicjum a Fundacją Babci Aliny, a potem spotkaliśmy się z dziecmi i rodzinami, podopiecznymi Alma Spei. Piotr i Gabryś przekazali ostatni już na tym rajdzie sprzęt, a potem nadszedł czas na emocjonalne podziękowania i pożegnania! Dostaliśmy dyplomy, odpaliliśmy szampany i rozpoczęliśmy wręczanie prezentów. Dla Diesli, którzy obiecywali, że schudną i rozśmieszali nas przez cały czas; dla Garbrysia, Phila i Erici za szczególne zasługi na polu zbierania funduszy; dla Darka, który był zawsze gotowy do pomocy, bez specjalnego proszenia go o to czym uosabiał ideę hospicyjną; dla Tomka za jego współpracę z rajdem od samego początku oraz użyczenie samochodu; dla Marka za prowadzenie tego samochodu i pomoc nam wszystkim na trasie; a na końcu dla Ewy i Janusza za zorganizowanie nam niesamowitej przygody a przede wszystkim założenie samej Fundacji. Na koniec pozostało nam tylko spakować rowery do samochodu, pożegnać się i rozjechać w różne strony, z nadzieją na kolejne tak wspaniałe spotkanie w przyszłym roku! |
1 Comment
7/14/2017 11:22:53 am
Good Day,
Reply
Leave a Reply. |
DONATIONS
Donate and help us support Polish hospices DAROWIZNY
Przelew bankowy to najtańsza opcja, bo nie ma żadnych opłat.
Konto Fundacji Babci Aliny: Alior Bank, numer konta: 85 2490 0005 0000 4500 1020 9844. Tytuł przelewu: darowizna. Jeśli chcesz użyć karty kredytowej, to skorzystaj z systemu PayPal powyżej Cycle Europe
All the photos and stories from our epic adventure to cycle 1000km across Europe, deliver equipment to hospices and raise awareness of palliative care across Poland. Archives
July 2024
|